Zombieland: Kulki w łeb jest spoko, tylko po co?

Filmy o zombie zwykle kojarzone są z niszowym kinem. Zdarzają się jednak też mainstreamowe tytuły, które odnoszą kasowy sukces, a czasami też doczekują się kultowego statusu. Takim filmem był Zombieland z 2009 roku, który właśnie doczekał się kontynuacji.

Pierwsza część idealnie wstrzeliła się w swój okres - w czasy globalnego fenomenu wokół tematyki zombie. Brytyjczycy stworzyli 28 dni później i Wysyp żywych trupów, Hiszpanie [Rec], Amerykanie  Resident Evil, Robert Kirkman zaczynał serię komiksów Walking Dead, a na rynku gier powstawały takie hity jak Left 4 Dead. Zombieland nie był pierwszym, ani też najlepszym pastiszem filmów o żywych trupach, ale świetnie rezonował z amerykańską publiką - był bardzo widowiskowy, pełen humoru, posiadał gwiazdorską obsadę. Długo planowano kontynuację - najpierw w formie serialu telewizyjnego, co niestety nie wypaliło po fatalnie przyjętym pilocie, więc postawiono na kinowy sequel, ponownie z tą samą ekipą.

Sequel wg starej zasady

Zombieland: Kulki w łeb jest dokładnie tym, co zwiastuny sugerowały. To po prostu powrót do świata i bohaterów których znamy i lubimy z części pierwszej. Sięga po sprawdzone rozwiązania, tylko wszystko podkręcając. Ponownie mamy do czynienia z czarną komedią, żartującą sobie z masakrowania truposzy, pastiszem kina grozy i wybuchowym kinem akcji.

Bohater Jessego Eisenberga znowu prowadzi swoją narrację z offu opowiadając żartobliwie o zasadach przetrwania, ponownie mamy teledyskowy montaż, czy sekwencje slow motion z rockowym podkładem muzycznym. Sceny akcji zrealizowane z większym rozmachem, z większą ilością krwi, wybuchów i zombie. Wraca cała czwórka bohaterów z części pierwszej inie licząc drętwej, pełniącej roli McGuffina Little Rock (Abigail Breslin), reszta wciąż jest taka samo charyzmatyczna. Columbus (Jesse Eisenberg) nadal jest tym samym strachliwym nerdem, Witchia (Emma Stone) twardą, nieprzystępną laską, a Tallahessee (Woody Harrleson) przerysowanym maczo, który znowu kradnie show dostarczając najwięcej humoru.


Sequel z starymi problemami

To najbardziej typowy sequel z możliwych z wszystkimi wadami z zaletami. Otrzymujemy drugi raz to samo w nieco podkręconej ilości. Próbuje dostarczyć parę nowych pomysłów, jak np: nowe gatunki zombie, postacie poboczne, albo rozbudowanie świata filmu. Jednak do żadnego z tych aspektów nie przywiązuje szczególnej wagi. Ewoluujące zombie kryły w sobie spory potencjał, jednak tutaj sprowadzono tylko paru do żartu. Podobnie jak nowi, ludzcy bohaterowie, albo nowe lokacje - wszystko jest tylko pretekstem do kolejnych gagów. Humor w większości przypadków działa, jednak dobrze by było, gdyby stało za tym coś więcej.

Historia jest głównie pretekstem do serii kolejnych scen humorystycznych. Co w dużym stopniu przypomina część pierwszą, jednak tam pomagało to też poznać bliżej naszą czwórkę ocalałych. W sequelu potrzebny byłby jakiś dalszy rozwój postaci i relacji między nimi. Tallahessee, Columbus, Witchia i Little Rock nie przechodzą żadnej zmiany. Teoretycznie mamy jakąś relację postaci Harrleson z Breslin na poziomie ojciec-córka, ale jest to tylko lekko zarysowane. Mimo wszystko wciąż, oglądanie scen interakcji między bohaterami jest bardzo przyjemne. Ponownie są tą uroczą, dysfunkcyjną rodziną, która wiecznie dogryza sobie, ale świetnie dogaduje się w kwestii eliminacji żywych trupów.

Podsumowanie

Tak jak pierwsze Zombieland wyszło w idealnym momencie, tak z drugim jest na odwrót. Patrząc na  kiepskie wyniki finansowe mimo pozytywnych recenzji, widać wyraźnie podstawowy problem nowego filmu - wyszedł zdecydowanie za późno. To poprawny, bardzo bezpieczny sequel, który daje wszystko co znamy z jedynki i tylko z dystansem podchodzi do czegokolwiek nowego. Coś co zadowoli wielu fanów i kilka lat wcześniej odniosłoby pewnie sukces kasowy. Na tym etapie, kiedy od czasu pierwszego Zombieland minęła dekada, a zainteresowanie zombie mocno spadło, mało kogo obeszła kontynuacja.



Komentarze

Popularne posty