Watchmen - Nothing ever ends

Serial Watchmen od samego początku budził mieszane opinie. Część ludzi twierdziła, że film z 2009 dostarczył wszystkiego co było potrzebne, a część widziała w tym potencjał. Kiedy kampania marketingowa ruszyła, a nawet kiedy sam serial się zaczął, widzowie wciąż nie wiedzieli co o tym myśleć. Sam miałem podobne problemy, ale po obejrzeniu całości już wiem.

Powieść graficzna autorstwa Alana Moore'a jest jednym z największych osiągnięć w branży komiksów. To dzieło, które powstało 33 lata temu, ale do dziś fascynuje, skłania do licznych przemyśleń odnośnie mitu superbohatera, historii Ameryki, społeczeństwa, czy też bardzo przyziemnych, ludzkich problemów jak starzenie się, przemijanie, samotność, czy kryzys tożsamości. Wokół tego Alan Moore zbudował fascynujący, niepowtarzalny świat z długą, skomplikowaną historią, oraz świetną intrygę, pełną zaskakujących zwrotów fabularnych, niuansów i konfliktów moralnych. 

W najróżniejszych mediach powielano Watchmen - mieliśmy film Zacka Snydera będącego jego wierną ekranizacją, komiksy opowiadające wydarzenia dziejące się przed i po historii z oryginalnych Watchmen. Problemem w większym lub mniejszym stopniu tych wszystkich dzieł było to, że zamiast skupić się na problemach które Alan Moore miał do powiedzenia czy na rozwoju świata, wolały skupić się po prostu na fanserwisie i scenach akcji z udziałem bohaterów których już znamy.

Showrunner serialu, Damon Lindelof dobrze o tym wiedział. Chciał stworzyć coś, czego nikt po Alanie Moorze nie próbował, coś co byłoby wierną, bezpośrednią kontynuacją komiksu, kładącą nacisk na te elementy, które brytyjskiego pisarza interesowały najbardziej.

Rozwój świata, bohaterów i konceptów

Pierwszy kontakt z serialem wielu wprowadził w zakłopotanie. Czy to jest adaptacja, kontynuacja komiksu, czy może coś jeszcze innego? Czy redneck z maską Rorschacha jest znanym nam Walterem Kovacs'em? Jeżeli tak, to dlaczego jest cała wspólnota ludzi wyglądających jak on? Dlaczego Ozymandiasz/Adrian Veidt jest już stary, Wietnam stanem jest Ameryki, a spadające kalmary z nieba są codziennością? Damon Lindelof nie prowadzi widzów za rękę, nie daje od razu wszystkich odpowiedzi - powoli buduje swój świat, stawia pionki, tka intrygę, która dopiero w dalszych odcinkach wyjaśnia się. 

Serialowi Watchmen opowiadają o świecie który znamy z powieści graficznej, ale 33 lata później, obserwujemy jakie konsekwencje miały wydarzenia z komiksu. Wykorzystuje podobny zabieg co Alan Moore. Zaczyna od intrygi kryminalnej, morderstwa pewnej ważnej postaci, abyśmy wokół tego poznali świat z długą i skomplikowaną historią. Tak jak dla czytelników komiksu tajemnicą były wydarzenia dziejące się od 1939 do 1986, tak dla widzów wydarzenia dziejące się po 1986. Dowiadujemy się z kontekstu jaki jest status quo, w jakim położeniu są superbohaterowie, oraz byli członkowie Watchmen. Rzeczywistość którą nam przedstawiają twórcy jest fantastycznie zbudowana. Superbohaterowie odcisnęli ogromne piętno na każdy aspekt - technologię, sytuację polityczną, społeczeństwo, czy nawet popkulturę. Akcja ma miejsce w 2019 roku, ale widać że to trochę inny 2019 od naszego. Widać jak pewne aspekty technologiczne poszły do przodu, a inne stanęły w miejscu. Mamy wszędzie samochody napędzane elektrycznością, hologramy, czy zaawansowane statki kosmiczne, ale jednocześnie nie istnieją telefony komórkowe, ani nawet internet. Kandydatura prezydencka jest nieograniczona i Robert Redford rządzi już 30 lat. Są jeszcze mniejsze detale, jak nawet alternatywna wersja Listy Schindlera Stevena Spielberga. Każda z tych małych zmian wynika z wydarzeń jakie znamy z komiksów i wpływa na losy bohaterów.

Serial posiada podobną strukturę co komiks Moore'a. Każdy odcinek działa jak rozdział zamknięty w jednym zeszycie (nawet ilość jest zbliżona: 9 odcinków-12 zeszytów). Początkowo obserwujemy śledztwo, poznajemy dziwny świat, a gdzieś od połowy przyglądamy się bliżej bohaterom. Prawie połowa odcinków robi przerwę od głównej fabuły, aby opowiedzieć origin story kluczowych postaci i to jest moment w którym dzieło Lindelofa błyszczy najjaśniej. Chociaż Alan Moore odcina się od serialu, widać że showrunner doskonale rozumie jego ideę, piszę bohaterów dokładnie z takim samym polotem, tworząc z nich bardzo skomplikowane, zniuansowane postacie. Wydarzenia z ich młodości, najróżniejsze traumy, kompleksy, obsesje odbiły się na ich działalność. Zgodnie z komiksowym pierwowzorem, Lindelof wykorzystuje to jako bazę do komentarza społeczno-politycznego. Eksploruje tematy które znamy u Alana Moore'a (ale z innej nieco strony), jak kompleks boga, wyniszczająca wendetta przeciwko całemu światu, frustracje seksualne, ale także wprowadza sporo nowych tematów, np: konflikty na tle rasowym, czy dziedzictwo, które stanowią jeden z głównych wątków całego serialu. Każdy element ma tutaj swoje uzasadnienie i do czegoś prowadzi. Wszystko się ze sobą wspina, nie tylko wewnątrz serialu, ale także między serialem a komiksem. Nie ma żadnych dziur, żadnych nieścisłości między wizją Lindelofa, a Moore'a, zupełnie jakby wszystko było zaplanowane od początku. Fantastycznie też wypada obsada, szczególnie zaskakujący jest casting aktorów wcielających się w starsze wersje bohaterów z komiksu. Każdy z nich pasuje doskonale, zarówno wizualnie, jak i pod względem charyzmy, z czego najlepiej wypada kapitalny jak zwykle Jeremy Irons w roli Adriana Veidta, czyli Ozymandiasza.

Fantastycznie też przenosi język komiksu na język serialu. Wszelkie zabiegi wizualne, sposób nakładania się kadrów, wykorzystania kolorów, przeplatających się ze sobą scen, wątków, czy linii czasowych są tutaj doskonale wykorzystane. W przeciwieństwie np: do filmu Zacka Snydera, to nie jest przełożenie 1:1, ale dostosowanie konceptu z jednego medium tak na drugie, tak aby wypadło to naturalnie. Pomaga w tym też fantastyczna oprawa audiowizualna. Zgodnie z hasłem promocyjnym stacji telewizyjnej - "To nie telewizja, to HBO". Realizacja nie ustępuje wysokobudżetowym produkcjom kinowym. Zdjęcia są wysmakowane i naturalnie imitują rysunki Dave'a Gibbonsa, efekty specjalne nie kują w oczy, muzyka tworzy fantastyczny klimat, a montażowo przebija wszystko co widziałem na małym i dużym ekranie w tym roku.

Fantastyczny budulec, proste fundamenty

Jest jednak coś, w czym serial zdecydowanie ustępuje powieści graficznej, coś co zgrzyta z superlatywami które przed chwilą omówiłem. Serial posiada fantastycznie napisane wątki poboczne, świat, jednak główna fabuła i jego rozwiązania okazuje się rozczarowująco proste. Mają sens, są logicznie w ramach fabuły i świata przedstawionego, ale nie sprostują oczekiwaniom, które serial zbudował. 
W dziele Alana Moore'a motywem przewodnim była cena sprawiedliwości, ile można poświęcić w imię wyższego dobra. Tutaj z kolei motywem przewodnim jest konflikt na tle rasowym, który reprezentuje walka liberalnej policji z organizacją nacjonalistyczną zwaną Siódmą Kawalerią. Problem w tym, że jest to konflikt zbyt - nomen omen - czarno-biały. Nie ulega wątpliwości (a przynajmniej mam taką nadzieję), której stronie powinniśmy kibicować. W obecnej świadomości doskonale wiemy, że biała supremacja nie prowadzi do niczego dobrego, że jej członkowie nigdy nie będą mieli racji i należy ich ganić. To zbyt oczywiste na główny konflikt serialu pt Watchmen. Serial co prawda stara się zarysować problemy jakie stwarza lewicowa polityka Redforda, że policja w tym świecie często nadużywa swojej władzy, ale stosuje to tylko wobec rasistów, ludzi kompletnie zdehumanizowanych, z którymi nie można się w żaden sposób sympatyzować. 

To samo tyczy się głównych antagonistów. Przyświecają im cele i motywy, niczym nieróżniące się od typowych złoczyńców z filmów Marvela. Od początku do końca widać, że są to postacie negatywne, które nie mają w sobie żadnej racji, żadnego punktu do którego moglibyśmy się odnieść. Cała fascynująca intryga budowana przez cały serial, prowadzi do typowego dla superbohaterów finału, gdzie mamy typowe ratowanie świata przed szaleńcem, rozwałkę, a nawet niesławny promień wystrzelony w niebo. 

Prawda jest taka, że główna fabuła i jej rozwiązanie nie jest tak złe, tylko zaledwie poprawne, a to trochę za mało w porównaniu do całej reszty. Moim zdaniem wynika to głównie z mocno ograniczonej ilości odcinków. Serial liczy w sobie raptem 9 odcinków, przez większość czasu świetnie wykorzystuje ten czas, ale kiedy dochodzi do konkluzji, wszystko zamyka się zbyt szybko i łatwo. Wg mnie całość działała by lepiej, aby wydłużyć go do przynajmniej 12 odcinków - abyśmy mogli głębiej wejść w główny konflikt, rozwinąć niektóre postacie i poczuć z nimi większą wieź.

Podsumowanie

Watchmen jest serialem nierównym, bo balansuje między fenomenalnym, a zaledwie niezłym. Zaczyna się dziwnie i hermetycznie, ale z czasem fabuła rozwija się coraz ciekawiej, pokazuje fascynujące koncepty, motywy, eksplorując bardzo ważne i niegłupie kwestie polityczno-społeczne, aby to wszystko podsumować dosyć standardowym finałem dla historii o superbohaterach. Nie ulega wątpliwości, że to wciąż godna kontynuacja komiksu Alana Moore'a i jeden z najciekawszych seriali tego roku. Niektóre odcinki, jak geneza Zakapturzonego Sędziego, czy Doktora Manhattana to czołówka "superbohaterszczyzny" na dużym i małym ekranie - doskonale napisana, wyreżyserowana i emocjonująca. I to właśnie dla tych momentów, można wybaczyć pewne słabości.


Komentarze

  1. Hotel Casino Tunica - MapyRO
    The 광명 출장안마 Casino Tunica is 목포 출장안마 a 34-story high-rise building in Tunica Resorts, New York, U.S.A.. View a detailed 김천 출장마사지 profile of 충주 출장샵 the structure 120120 including further data and 강원도 출장샵

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty