Najgorsze filmy 2019


Nadszedł czas, aby jakoś podsumować rok 2019. Postanowiłem z tego powodu sporządzić 3 top listy - najgorszych, najlepszych filmów 2019, a na końcu najbardziej oczekiwanych w 2020. Zacznę od pesymistycznej nuty, czyli najgorszych.
Uprzedzam, że jest to wyłącznie moja subiektywna lista, z którą nie musicie się zgadzać. Na pewno zabraknie wiele pozycji, ponieważ nie chodzę do kina oglądać każdy powszechnie krytykowany film, bo zwyczajnie szkoda mi na to czasu i pieniędzy. W większości znalazły się tu te pozycje, wobec których miałem pewne oczekiwania, albo kierowała mną zwyczajna ciekawość. Dlatego znajdą się tutaj też pozycje, które cieszą się uznaniem w niektórych kręgach, jednak mnie z jakiegoś powodu odrzuciły.
Biorę pod uwagę produkcje, które zdążyłem obejrzeć i których polska premiera miała miejsce w 2019.

10. Hellboy, reż. Neil Marshall

Jaki jest podstawowy zamysł tworzenia rebootów? Odświeżyć historię którą już znamy, opowiadając ją na nowo, nowymi środkami, z większym budżetem i lepszymi efektami specjalnymi. Jak to jest w takim razie, że ubiegłoroczny Hellboy jest nie tylko tańszy, ale też wygląda dużo gorzej i starzej niż filmy Guillermo Del Toro? Zawodzi nie tylko jako widowisko kinowe, ale przede wszystkim jako historia. Próbowano do jednego filmu wcisnąć praktycznie całą, długą i złożoną fabułę z komiksów. W rezultacie wyszedł bajzel, w którym co chwilę wyskakują kolejne postacie z długą historią, retrospekcje, ekspozycje i konflikty o których nie mamy zielonego pojęcia. Hellboy gna na złamanie karku, a my nie mamy nawet chwili na złapanie oddechu i przetrawienie informacji. Ale dla miłośników komiksów Mike'a Mignoli i kina klasy B jest parę smaczków - dużo fanserwisu, praktycznych efektów, niezłych projektów postaci, masa gore, a poza tym fajny soundtrack i David Harbour w tytułowej roli. Można obejrzeć jako guilty pleasure, ale nadal smutno że dostaliśmy to, zamiast kontynuację filmów Del Toro.

9. Kobiety Mafii 2, reż. Patryka Vega 

Nie można sporządzić top listy najgorszych filmów, nie uwzględniając produkcji Patryka Vegi. Kobiety Mafii 2 to po raz kolejny absolutny bałagan tysiąca wątków z czapy i postaci z idiotycznymi motywacjami. Vega wcisnął do swojej historii absolutnie wszystko co się dało - strzelanie do helikopterów z bazooki, romans z Al-Kaidą w tle, kubańską mafię, handel ludzkimi organami, niedźwiedzia na rowerze. Absurd goni absurd, a dialogi i żarty pisane pod najbardziej prymitywne gusta dla których szczytem komedii jest nabijanie się z mniejszości i wulgaryzmy. Jednak jest coś, dzięki czemu Kobiety Mafii 2 znalazły się tylko na 9 miejscu. Patryk Vega stworzył tutaj kwintesencję kina eksploatacji - filmu bazującego na najbardziej pierwotnych instynktach - jednocześnie dysponując niezłym budżetem. Film jest wręcz uroczy w swoim absurdzie i bezwstydności w eksponowaniu chorych rzeczy, fani gore znajdą trochę frajdy dla siebie, a jednocześnie można zawiesić wzrok na egzotyczne plenery.

8. Ma, reż. Tate Taylor

Ma obiecywała sobie wiele, mogła być ciekawym posthorrorem na podobieństwo filmów Jordana Peele'a, a skończyło się na jednym, wielkim nic. Cały film kręci się wokół postaci tytułowej Ma, tajemnicy za nią stojącej, oraz jej emocjom które dają upust w szokującym finale. Niestety, zwroty fabularne są do bólu przewidywalne i najzwyczajniej nieciekawe. Protagoniści to zgrają irytujących, płaskich nastolatków rodem z kiepskiego slashera. Ma, mimo iż dobrze zagrana przez Octavię Spencer, okazuje się mało ciekawą postacią. Reżyser nie ma zielonego pojęcia jak budować napięcie, psychologię psychopatycznej zabójczyni, ani czym straszyć. Film tylko się dłuży, scenariusz upada pod natłokiem absurdów, zbędnych wątków i nieścisłości fabularnych. Zaś zbrodnie jakich dokonuje Ma wypadają żenująco dziecinnie i nie groźnie. Cały film jest wielkim build upem do czegoś miałkiego i nudnego.

7. Doktor Sen, reż. Mike Flanagan

Doktor Sen to jeden, wielki samozachwyt Stephena Kinga nad własną twórczością i jednocześnie cicha zemsta ze Lśnienie Stanleya Kubricka. Mamy tutaj wszystko, co najgorsze w twórczości pisarza z Maine - masę dłużyzn, nic nie wnoszących scen, dosłowności, łopatologii, czy zbędnego efekciarstwa. Mimo iż aktorzy grają naprawdę dobrze, to ich postacie to wyłącznie zgraja archetypów znanych u Kinga. W filmie, który jednocześnie wykorzystuje masę fanserwisu nawiązujących do klasyku z 1980, ale jednocześnie obdzierając go z całej symboliki, wieloznaczności i głębi. Mike Flanagan i Stephen King przeczą wszystkiemu co Kubrick miał do powiedzenia zastępując czymś miałkim, banalnym i pod wizję literackiego Lśnienia. Dochodzi do tego paskudna oprawa wizualna, z irytujący filtrem, masą kiczowatych efektów specjalnych, oraz brak jakiejkolwiek stawki, zagrożenia, czy emocji. Antagoniści z Doktora Sen to najmniej efektywni, najbardziej nieudolni, nudni i obciachowo wyglądający złoczyńcy w 2019.

6. Polar, reż. Jonas Åkerlund

Polar zapowiadał się jak kolejna gratka dla fanów zarówno wysmakowanego, jak i oldschoolowego kina akcji w stylu Johna Wicka. Zamiast tego wyszła katastrofa - chaotyczny, fatalnie zmontowany i niespójny zlepek stylów i wątków. W jednej scenie mamy prymitywną komedię opartą eksponowaniu kobiecych biustów i zwodów, by 5 minut później przystąpić do śmiertelnie poważnego dramatu pseudo-egzystencjalnego. Skacze od teledyskowego montażu i pstrokatych kolorów, do powolnej narracji i szaroburej tonacji. Bohaterowie są płytcy i irytujący, a aktorzy grają jakby im się nie chciało. Jeżeli ktoś liczył na wybuchowe kino akcji, to też się rozczaruje - tych jest naprawdę niewiele, a poza jedną pomysłową sekwencją z wieżyczkami, wyglądają biednie.

5. High Life, reż. Claire Denis

Tym razem poważniejsze kino. Miała być erotyczna odyseja kosmiczna, a wyszła odyseja komiczna. High Life to bardziej kontrowersja próba opowiedzenia o relacjach międzyludzkich w realiach kosmicznych, czerpiąca oczywiste inspiracje z Odysei Kosmicznej, czy z Solaris. Film Claire Denis ewidentnie pokazuje, że same ambicje nie wystarczą w stworzeniu dobre kina science-fiction. Chociaż metraż jest znacznie krótszy od filmów Kubricka czy Tarkowskiego, przez ślimacze tempo seans zdaje się trwać w nieskończoność. High Life to nieustanne obserwowanie ludzi chodzących przez korytarze i wymieniające się pretensjonalnymi dialogami ocierającymi się o autoparodię (zwrot "szamanka spermy" do dziś nawiedza mnie w snach). Zachowanie bohaterów, ich cele i motywacje są niezrozumiałe i absurdalne, film stara się opowiedzieć historię większą niż życie, ale w rezultacie wyszedł filozoficzny bełkot.

4. Schyłek dnia, reż. László Nemes

László Nemes parę lat temu zachwycił nas swoim Synem Szawła, za którego słusznie otrzymał Oscara. Mocno ograniczona perspektywa, obsesyjne skupienie się na twarzy bohatera, na jego emocjach i rozchwianej psychice, śledzenie każdego jego kroku - stworzyło to niesamowicie emocjonalne, autorskie podejście do tematu obozu zagłady. W swoim następnym dziele węgierski twórca poszedł o krok dalej i - niestety - za daleko. Schyłek dnia to jeden, wielki przerost formy nad treścią pod każdym względem. Metraż jest za długi o jakąś godzinę, fabuła przekombinowana i nie zrozumiała, zaś aktorstwo zmanierowane, a dialogi pretensjonalne. Forma, która wcześniej robiła wrażenie, tutaj jest spotęgowana do takiego stopnia, że staje się wyłącznie nieznośna. Syn Szawła był emocjonującym kinem pokazującym cierpienie, zmęczenie i frustrację, Schyłek dnia zadaje tylko cierpienie, zmęczenie i frustrację.

3. Escape Room, reż. Adam Robitel

Escape Room jest ewidentnym skokiem na kasę na fali popularności escape roomów. Problem w tym, że koncepcja escape roomów istnieje w horrorach przynajmniej od czasów Piły Cube. W rezultacie wyszła kolejna imitacja tychże filmów, ale tym razem z najłagodniejszą kategorią PG-13 jaką widziałem w tym roku. Wszystko jest tutaj sterylne, czyściutkie i kolorowe niczym w blockbusterze dla całej rodziny. Escape Room boi się jak ognia pokazać chociaż odrobinę niepokojących scen, albo przestraszyć czymkolwiek. Cała wyobraźnia twórców ograniczyła się do sekwencji w odwróconym pokoju, poza tym film nie ma żadnego pomysłu na siebie. Wyszło z tego dziwne, nijakie i bardzo infantylne kino pseudo-przygodowe pełne CGI, laserów i innego zbędnego efekciarstwa, z absurdalną intrygą, płaskimi bohaterami i toną ekspozycji. Tytuł najbardziej nachalnej i tandetnej zapowiedzi sequela przypada filmu Escape Room.

2. Velvet Buzzsaw, reż. Dan Gilroy

Żaden seans mnie tak sromotnie nie rozczarował w tym roku jak Velvet Buzzsaw. Po Danym Gilroyu, twórcy Wolnego Strzelca, z tak kapitalną obsadą oczekiwałem wiele, ale przede wszystkim liczyłem na chociaż kompetentny film. Zamiast tego wyszedł horror klasy B o nawiedzonych obrazach zabijających ludzi fatalnym CGI. Wszystko jest sterylne, źle oświetlone, z nachalną muzyką ilustracyjną i infantylnym straszeniem na poziomie kreskówek ze Scoobym-Doo. Ale najbardziej irytujący są bohaterowie, którzy nic nie robią z otaczającej ich sytuacji, są niepoczytalni, irytujący i zachowują się jak karykatury, które rzucają banalnymi, pretensjonalnymi do bólu przemyśleniami dotyczącymi sztuki. Ani z tego emocjonujący horror, ani tym bardziej kino autorskie.

1. Cisza - The Silence, reż. John R. Leonetti

Cisza jest kumulacją wszystkiego co najgorszego w kinie. To film, który powstał tylko dlatego, aby żerować na popularności Cichego miejsca. To bezczelny plagiat kopiujący wszystkie najlepsze pomysły, ale jednocześnie kompletnie ich nie rozumiejąc i przekładając w najgorszej formie. Narracja Cichego miejsca oparta na ciszy, ograniczonych dialogach i komunikacji za pomocą gestów? Tutaj otrzymujemy potok ekspozycji, monologów z offu, na dodatek z ust głuchej bohaterki. Cisza wygląda tanio i brzydko, nie potrafi ani przez moment zbudować napięcia, zaintrygować, a już tym bardziej przedstawić wiarygodnych bohaterów i historii. Fabuła wypełniona jest wątkami, które służą tylko wydłużeniu metrażu, czego najdobitniejszym przykładem jest pojawiający się znikąd, pozbawiony sensu trzeci akt. Ten film jest nudny, pusty, brzydki, leniwy, zakłamany, bezczelny i najzwyczajniej w świecie zły.

Podsumowanie

Na pewno przegapiłem masę fatalnych filmów, które śmiało by mogły zająć pierwsze miejsce. Widziałem też wiele powszechnie krytykowanych filmów, które w mojej opinii nie były znowu tak beznadziejne. Zapomnijmy jednak o tym, co było złe i patrzmy na rok 2019 wyłącznie z tych lepszych stron. Pomogę to utrwalić w mojej następnej top liście najlepszych filmów 2019.

Komentarze

Popularne posty