Wiedźmin - Serial dla fanów, czy nowych widzów?

Wiedźmin - kultowe książki, niemniej już kultowe gry, kultowo zły polski film i serial, a teraz przyszedł czas na amerykańską adaptację produkcji Netflix. Na nową wersję przygód Geralta z Rivi czekaliśmy jak na nadejście mesjasza, następcę Gry o Tron, produkt z polskimi korzeniami który mógłby podbić świat. Czy tak ostatecznie się okazało?

Taaak, jednak z pewnymi zastrzeżeniami. Najlepiej pokazuje to odbiór widowni. Wiedźmin wg kolejnych doniesień zaliczył ogromny sukces frekwencyjny - o serialu mówi się powszechnie, powstają memy, ludzie słuchają Grosza daj Wiedźminowi, na Amazonie Andrzej Sapkowski zajmuje 1 miejsce na liście najpopularniejszych pisarzy. Jeśli chodzi o odbiór krytyczny, z tym jest różnie - mieszane opinie krytyków (obecnie 60% na Rotten Tomatoes) i przeważająco pozytywne opinie widowni. Wiedźmin faktycznie okazał się hitem jak fani mogli oczekiwać, ale sam serial jakościowo nie spełnił wszystkich nadziei.

Serial dla fanów?

To zaskakująco wierna adaptacja książek, przenosząca dokładnie wiele kluczowych elementów świata, postacie, czy historii. Oczywiście nie jest to ekranizacja 1:1, są pewne zmiany - część okrojono, rozbudowano, uwspółcześniono, lub dostosowane do upodobań zachodniego odbiorcy. Jednak pomimo wszelkich zmian, wielu fanów poczuje się jak w domu - od razu rozpozna opowiadania z 2 pierwszych tomów, napięcia polityczno-społeczne, całe lore świata. Problem w tym, że nie podaje to w formie do końca zjadliwej dla nowych widzów. 

Showrunnerka serialu, Lauren Schmidt podeszła do materiału dosyć ambitnie - postanowiła rozbudować rolę Ciri, Yennefer. W książkach bohaterki poznawaliśmy z perspektywy wiedźmina, dopiero z czasem stawały się pierwszorzędnymi postaciami, a jakiekolwiek informacje dotyczące ich przeszłości były jedynie wspomniane, lub zasugerowane. Tutaj poznajemy trójkę bohaterów od początku, ale żeby fabuła trzymała się kupy, wymagało to rozbicia wątków na trzy różne linie czasowe. Schmidt bardzo subtelnie sygnalizuje czas między wydarzeniami - obserwujemy wydarzenia z różnych perspektyw i w różnej kolejności, widz musi sam wydedukować chronologię ukazywanych scen. To rozwiązanie, niczym miecz przeznaczenia posiada dwa końce - z jednej strony pomaga lepiej poznać Ciri, Yennefer, świat wokół nich, ale też utrudnia śledzenie głównej historii.

Wierna adaptacja?

Jest to miszmasz znanych nam dobrze opowiadań Andrzeja Sapkowskiego z nowymi wątkami, które w książkach istniały w sferze niedopowiedzeń. Wątek Yennefer wypadł zaskakująco dobrze. Jej oczami przekonujemy się o rozczarowaniu rzeczywistością, dwulicowości świata. Udało się również sprawnie oddać klimat Sapkowskiego, a nawet przemycić nawiązania do klasycznych baśni i bajek - jak np: origin story czarodziejki przywodzące na myśl mroczniejsze wydanie Kopciuszka. Ciri niestety ogranicza się głównie do nieustannej ucieczki i chowaniu się w kolejnych kryjówkach. 

Z powodu sporego czasu ekranowego Yennefer i Ciri, częściowo musiał ucierpieć wątek Geralta. Jego przygody doskonale znane z książek są w większym, lub mniejszym stopniu okrojone. Najbardziej to widać w odcinku pierwszym i drugim - wszelkie zawiłości, dylematy moralne, zaplecze historyczne bohaterów musiało zostać sprowadzone do zwykłej ekspozycji. Duża ilość suchych faktów, wymiany informacjami, połączona z pomieszaną chronologią zdarzeń może początkowo odrzucić widzów.

Na szczęście później jest tylko lepiej. Po rozstawieniu pionków, przedstawieniu świata i bohaterów serial ma więcej miejsca na złapanie oddechu - skupić się na interakcjach między postaciami, ich perypetiach. Wychodzą na jaw powiązania między trzema różnymi wątkami, coraz lepiej widać jak historia się rozwija i do czego prowadzi. 

Lauren Schmidt udało się zgrabnie oddać klimat książek. To zlepek klasycznych bajek, legend, czy heroic fantasy, ale przeniesiony na dużo bardziej mroczne, przyziemne realia, gdzie nie wszystko musi być czarno-białe. Netflix nie unika wulgarności, brutalności i erotyki z książkowego pierwowzoru. Udało się też oddać jeszcze inny aspekt z twórczości Sapkowskiego - jego przaśność, wisielcze poczucie humoru, samoświadomość i bezpretensjonalność. Wiedźmin potrafi porządnie rozbawić kiedy trzeba, rozładować napięcie, wprowadzić odrobinę luzu.

Wykonanie i aktorstwo

Obsada początkowo budziła spore kontrowersje, ale aktorsko wszyscy spisali się dobrze. Henry Cavill w roli Geralta idealnie odnajduje się w swojej roli. Jego szorstkość, wisielcze poczucie humoru, połączone z świetną grą ciałem (szczególnie w scenach akcji) sprawiają że szybko kupujemy go jako Białego Wilka. Joey Batey jako Jaskier pomimo młodziutkiego wieku jest dokładnie tym samym Jaskrem jakiego pamiętam, ale też odpowiednio uwspółcześniony nadając mu cechy gwiazdy pop. Anya Charoltra wiekowo i wizualnie miałem najwięcej zastrzeżeń, ale aktorsko nadal się wybroniła, oddając charakter i wewnętrzny konflikt Yennefer. Odwrotnie trochę jest z Ciri - Freya Allan wygląda idealnie jako lwiątko z Cintry, aktorka pewnie kryje spory potencjał, którego na razie nie mogła pokazać. Jej rola niemal całkowicie sprowadza się do roli McGuffina, dopiero w kolejnych sezonach wykarze się.

Kolejnym, najczęściej padającym zarzutem jest realizacja. To niestety nie jest poziom Gry o Tron na który tak wielu fanów liczyło. Widać często ograniczony budżet - charakteryzacja potworów, green screen, czy efekty specjalne często ocierają się o "telewizyjny". Pojawiają się jednak wyjątki - część potworów wypadła nieźle, niektóre sekwencje czarów są zjawiskowe (np: ucieczka Yennefer przed zabójcą za pomocą portali). Bardzo ładnie prezentują się plenery, zdjęcia, czy (w większości) kostiumy. Muzyka dodaje sporo klimatu, a piosenki (z słynnym już Grosza daj Wiedźminowi) autentycznie wpadają w ucho. Świetnie wypadły też sceny akcji, które są naprawdę dobrze zainscenizowane i z pomysłową choreografią. Montaż również wypada zaskakująco - przy scenach akcji nie ma poczucia chaosu, a wątki bohaterów z równoległych linii czasowych są momentami świetnie połączone ze sobą tworząc razem organiczną całość (np: równoległy montaż przemiany strzygi i Yennefer).

Podsumowanie

Wiedźmin na pierwszy rzut oka może odrzucać zawiłą narracją, ekspozycjami, czy efektami specjalnymi. Jednak im dłużej ogląda się serial, tym na wierzch wychodzą jego najmocniejsze strony. Historia robi się coraz klarowniejsza i bardziej angażująca, bohaterowie ciekawsi, aktorzy mają coraz więcej do zagrania. Ładnie łączy elementy dark fantasy, baśni braci Grimm z bardziej luźnymi historiami przygodowymi pokroju Herkulesa z Kevinem Sorbo czy Xeny. To dobry pierwszy sezon, z pewnymi wadami które były trudne do uniknięcia w przypadku takiego materiału źródłowego - trzeba było rozstawić pionki, pokazać ogromny świat i bohaterów ze skomplikowaną historią. Dalej może być już tylko lepiej, tym bardziej że budżety kolejnych sezonów tylko rosną. Dostarcza wystarczającej dawki klimatu książek, akcji, humoru i dreszczy aby zadowolić (przynajmniej większość) nowych widzów i fanów serii i zachęcić ich do śledzenia kolejnych sezonów.


Komentarze

Popularne posty